Życie w brązowym habicie… – świadectwa sióstr

Teraz bym go nie zamieniła na żaden inny!

Chodziłam do liceum i od dłuższego już czasu towarzyszyła mi myśl: moim powołaniem jest zakon. Wcale mi się to do końca nie podobało. Miałam świetnych przyjaciół, fajnego chłopaka, plany na przyszłość, wymarzone studia… Z drugiej jednak strony życie dla Jezusa fascynowało mnie, dawało mi to, czego nie znajdowałam w imprezach – poczucie bezpieczeństwa i duchowej radości. Bałam się. Bałam się podjąć ostateczną decyzję, bo przecież wszyscy których kochałam uważali mnie za słomiany ogień. Szybciej my wytrzymamy w klasztorze niż ty – tak mnie podtrzymywali na duchu – rozniesiesz zakon! Albo cię wyrzucą, albo sama odejdziesz! Ale przyszedł jeden wieczór, gdy podczas modlitwy Pan dał mi słowo – rozesłanie 72 uczniów z Ewangelii Łukasza. Wtedy już wiedziałam. Decyzja została podjęta, tylko które Zgromadzenie wybrać? Podeszłam do sprawy bardzo poważnie, zaczęłam zbierać informacje o różnych Zakonach, wiele odwiedziłam i miałam coraz większy mętlik w głowie. Wiedziałam mniej niż na początku.

Przypadek sprawił (o ile poza gramatyką istnieją przypadki), że mój tata będąc uczynnym człowiekiem postanowił pomóc w przeprowadzce jednej z sióstr pracujących w mojej rodzinnej parafii (siostry tak jak księża zmieniają czasem miejsce zamieszkania – są przenoszone na inne placówki). Ponieważ trasa do nowego klasztoru była odległa, tata wziął mnie, abym czuwała nad tym, by nie zasnął za kierownicą (czytaj: bym ciągle gadała, co mi nigdy nie sprawiało specjalnego kłopotu, wręcz przeciwnie). tak więc odwiedziłam ów klasztor – okazał się uroczym, odosobnionym miejscem. Poczułam się w nim bardzo dobrze. Jednak miałam silne postanowienie, że do tego Zgromadzenia nie wstąpię – nie podobał mi się zestaw kolorów: brązowy habit i czarny welon brrrr! Siostry znałam bardzo dobrze, uczyły mnie, nawet się z nimi przyjaźniłam, ale wstąpić do nich – co to, to nie! Pan Bóg jednak miał mi spłatać figla. Każdej nocy śnił mi się ten odwiedzony klasztor… wreszcie skapitulowałam i „przyjęłam do wiadomości”, że moim strojem stanie się franciszkański brązowy habit.

 Teraz bym go nie zamieniła na żaden inny! Jednak chyba najtrudniejszą okazała się przeprawa z mamą, bo tatę miałam po swojej stronie. Gdy się już zgłosiłam do klasztoru i zakomunikowałam w domu, że we wrześniu wstępuję do Zgromadzenia moja ukochana mama, która do tej pory wyrażała swój głośny sprzeciw nagle przestała się do mnie w ogóle odzywać Wiedziałam, że cierpi i cierpiałam razem z nią. Gdyby nie pomoc z Nieba nie wiem, jak bym to wytrzymała…Obecnie jestem już 31 lat w Zakonie (choć najwięksi optymiści dawali mi góra 2 miesiące) i jestem szczęśliwa. Jestem szczęśliwa, bo znalazłam swoje miejsce, swoje szczęście, swojego Jezusa. Nie zawsze jest różowo w życiu zakonnym, ale w jakim stanie życia jest ? W klasztorach też mieszkają ludzie, nie anioły. Ale ludzi w Zakonie łączy miłość do Chrystusa, do Kościoła, do człowieka – te więzy są nieraz silniejsze niż więzy krwi.
Dlatego jeśli odczuwasz w sercu wołanie Jezusa, nie bój się! ON da Ci siłę i moc do podjęcia ostatecznej decyzji i wytrwania w niej! ON nigdy nie zawiedzie i nie zdradzi! Ludzie mogą zawieść, ale Jego miłość jest wierna! Życzę odwagi w rozpoznawaniu powołania! Modlę się za Was!

S. M. Izabela


Właściwie to ja realizuję plan Boga wobec mnie

Kończył się kolejny dzień rekolekcji oazowych. Po kolacji Ksiądz poprosił, abyśmy z Jagodą poszły do sióstr coś odebrać / kilkadziesiąt metrów od ośrodka był dom sióstr pasterek/. Dzwonię. Cisza. Po chwili możemy wejść, ale musimy poczekać na „naszą siostrę”. Kiedy umilkły kroki siostry, a my czekałyśmy na korytarzu USŁYSZAŁAM CISZĘ. Było to niesamowite doświadczenie. Wróciłyśmy do grupy, a ja ciągle to pamiętałam. Zapragnęłam doświadczyć tego. Ale w codziennym zabieganiu nie jest to możliwe.
       Chcę ją słyszeć!

      To zamknij się w pokoju, wyłącz radio…

      Tamta cisza była inna.

      Wyjedź do lasu, tam też jest cicho.

      Cicho może i jest, ale w klasztorze ona brzmiała inaczej…

      Wymyślasz coś sobie.

 Jakieś dziwactwa. Cisza to cisza. Takie i inne myśli towarzyszyły mi przez rok. Następne rekolekcje oazowe miałam przeżyć w innym ośrodku rekolekcyjnym. Jechałam tam pierwszy raz w życiu. Kiedy jednak z daleka zobaczyłam kaplicę poczułam dziwne przeświadczenie, że to jest moje miejsce! Nie objawił mi tego anioł, raczej nikt się nie spodziewał, że to ja wstąpię. Ja myślałam, że to moja koleżanka Jagoda, Ania, Kasia mają powołanie, ale nie ja. One założyły rodziny, a ja wstąpiłam do rodzinny zakonnej Sióstr Franciszkanek w Orliku. Tylko nie myślcie, że było łatwo! Po maturze chciałam iść na pielgrzymkę, a potem  jechać do klasztoru. Najpierw jednak „dla spokoju rodziny” zdawałam na studia. Wybrałam kierunek, gdzie było dużo kandydatów. Zdałam, ale na szczęście przyjęto mnie na inny kierunek niż chciałam, więc szybko wycofałam papiery. Jednak po pielgrzymce sprawy tak się potoczyły, że skończyłam SN i wtedy nikt nie był mi w stanie przeszkodzić w realizacji planów. Właściwie to ja realizuję plan Boga wobec mnie. Jest to wielki skrót, bo trudno naprawdę wszystko opisać.

S.M. Eligia


Scroll to Top