Rozważanie na XXVIII niedzielę zwykłą w roku A

We fragmencie Ewangelii przeznaczonym na tę niedzielę w Liturgii Słowa, św. Mateusz pokazuje nam kolejną alegorię, jaką Jezus kieruje do arcykapłanów i przywódców żydowskich. Spróbujmy w osobistej modlitwie i rozważaniu odnaleźć w tym Słowie to, co chce powiedzieć dziś do nas.

Często mam tak, że przy dłuższym słuchaniu zdarzy mi się „uciec myślami”, łapię wtedy zazwyczaj ostatnie zdanie (i, o zgrozo, czasami jest to już tylko „Oto Słowo Boże” !). Ten fragment kończy się słowami: „Wtedy król rzekł sługom: „Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych.” Może dobrze więc, że krótsza perykopa odczytywana w niedzielę przerywa tekst na zdaniu: „I sala weselna zapełniła się biesiadnikami.” – zostanie bardziej pozytywne skojarzenie, i odnoszące się bliżej do treści alegorii.

To oczywiście pół żartem, pół serio.

Tymczasem warto się wysilić, by wejść nieco głębiej w to, co słyszymy. Może pod powierzchownym stwierdzeniem: kolejna potyczka „Jezus vs faryzeusze”, albo „znowu o Sądzie Ostatecznym” odkryjemy warstwy, które dotyczą nas bezpośrednio tu i teraz?

Warstwa pierwsza – Jezus

Pierwsze, co przykuło moją uwagę w rozważaniu tego fragmentu, to postawa Jezusa. Przecież to już nie pierwsze jego spotkanie ze zwierzchnikami ludu, jak czytamy we wcześniejszych perykopach. I On dobrze wie, jaką nienawiść rodzą w nich Jego jawne bądź zawoalowane upomnienia i do czego to ostatecznie doprowadzi. Można było sobie odpuścić, machnąć ręką – „nie chcą się nawrócić, to będę mówił tylko do tych, co chcą słuchać”. Według ludzkich kalkulacji to rozsądniejsze – lepiej przemilczeć, bo po co się narażać? A Jezus się naraża – z miłości do nich. Mimo, że w słowach kieruje ostre upomnienie, dla słuchaczy obeznanych z Prorokami i Prawem aż nadto czytelne, to swoją otwartością, wychodzeniem im naprzeciw pokazuje, jak bardzo Mu na nich zależy.

Czy stać mnie na taką miłość do bliźnich, czy tylko na jej pozór?

Warstwa druga – arcykapłani i zwierzchnicy ludu

Może krótko jeszcze żyję na tym świecie, ale nie spotkałam osoby, która lubi być upominana. Nie jest to przyjemne, gdy ktoś, nawet z miłością i w dobrej wierze, konfrontuje nas z naszym błędem. Odczucia mogą być przeróżne, w zależności od sytuacji, ale raczej zawsze towarzyszy temu większy lub mniejszy dyskomfort, czy jesteśmy dziećmi, czy dorosłymi. Dlaczego? Czy to tylko urażona pycha, skutek grzechu pierworodnego? A może ten wewnętrzny ból to głębokie pragnienie prawdy i dobra, które odzywa się zranione w konfrontacji z naszym fałszem? Może dlatego upomnienie jest tak bolesne, że niszczy nasze piękne wyobrażenie o własnej prawości i doskonałości? Ale przecież to pragnienie jest wspaniałe! Sam Stwórca złożył je w naszym sercu… może warto więc spojrzeć na ten ból inaczej – on przypomina mi, że do większych rzeczy jestem stworzony.

To jak budzik, mający wyrwać mnie z letargu ku pełni życia.

Jak tragiczna w tym świetle jest reakcja adresatów z Ewangelii – żeby nie czuć tego bólu, wolą stłumić budzik, pogrążając się w sennej znieczulicy przekonania o własnej nieskazitelności…

Warstwa trzecia – ślub i wesele

Jezus opowiada o królu, który urządza ucztę weselną swojemu synowi. A skoro wesele, to musiał być i ślub. Chyba odkąd świat istnieje, zaślubiny i wesele kojarzą się wszystkim jednoznacznie pozytywnie, jako pełne radości świętowanie, celebracja miłości. Nie zachwiał tym nawet obecny kryzys małżeństwa, wciąż to widzimy w społeczeństwie, kulturze, sztuce.

Cały ten obraz uczty weselnej, użyty przez Jezusa na opisanie szczęśliwości komunii z Bogiem w wieczności, zachwyca mnie, a jednocześnie trochę zawstydza.

Zachwyca, bo pokazuje, do czego tak naprawdę jesteśmy zaproszeni w relacji z Nim. I choć wiara i religijność chrześcijańska dla wielu osób, może też dla ciebie, wciąż kojarzy się głównie z przestrzeganiem pewnych norm (przykazania), uczestniczeniem w kulcie (przystępowaniem do sakramentów), sprawowaniem praktyk pobożnościowych (jak modlitwa, post, uczynki miłosierdzia), to jest to rodzaj „szkieletu”, „ciała” – niezbędnego do nadania formy życiu, ale to wszystko samo w sobie jest martwe, jeśli nie ma w tym tego, co to ożywia, czyli głębokiego zjednoczenia z Bogiem, wyrażonego w obrazie zaślubin i wesela. Zawstydza, bo widzę, jak wciąż wiele mi brakuje do takiego przeżywania mojej codzienności – jako ucztowania, celebrowania każdej chwili z Oblubieńcem, Tym, Który dla każdego z nas stanowi rację istnienia, Któremu nikt i nic innego nie może zająć pierwszego miejsca (a często zajmuje).

Czego brakuje w mojej relacji z Bogiem, by moje życie naprawdę stało się ucztą weselną już tu na ziemi, a potem w wieczności?

s. Sancja

TEKST NIEDZIELNEJ LITURGII SŁOWA

Scroll to Top